editor-in-chief: pepper

admin: JP

 
       
 
IP: ec2-13-58-216-18.us-east-2.compute.amazonaws.com wejść: 267955 od 23 kwietnia 2007r.
 
   
 

    - Ucieczka ze strefy oznaczonej rzymską trójką graniczy z cudem. Chłopcy posunęli się w latach, jednak nic a nic nie zmądrzeli, dlatego miast promocji do drugiej ligi będzie strach przed degradacją - przepowiadał pierwszy krytykant Szacunku, expert telewizyjny Borówka Wojciech z m-Sportu.
    Faktycznie, fiasko akcji pod kryptonimem "Awans" w dwóch poprzednich edycjach OLHPN nakazywało być ostrożnym, jeśli chodzi o jakikolwiek szanse na sukces. Zarząd F.T. był sceptyczny do tego stopnia, że całkowicie odpuścił zawodnikom godzinę policyjną w soboty. Przed niedzielnymi meczami mogli więc robić co im się żywnie podoba. I oczywiście robili.
    Jak się okazało, ten ryzykowny ruch przyniósł doskonałe efekty. W trakcie obozu dochodzeniowego (do miasta i z powrotem) drużyna dokonała rzeczy wydawałoby się niemożliwej - za jednym zamachem złapała odpowiedni gaz oraz sponsora tytularnego o jakże bliskiej zawodnikom nazwie - Gasterm. "Do halówki przystępujemy w takim gazie, że nawet Bliska siada" - to oświadczenie przed startem halówki mogło oznaczać tylko jedno - ceny LPG pójdą w górę!
    Drużyna została zgłoszona do ligi jako Gasterm Szacunek Drzewica Football Team, co już samo w sobie wywołało popłoch w Opocznie. - Nazwa długa jak włoski makaron oznacza, iż będą grali typowe catenaccio - mówili co bardziej elokwentni "obstawiacze" w STS-ie. - Poza tym wdali się w branżę paliwową, dlatego mogą być mocni jak propan i butan razem wzięte.
    Początek ligi pokazał, że Gasterm rzeczywiście jest w niezłym gazie, ale nadal popełnia swój największy grzech - pudłuje na potęgę. Gra obronna wyglądała nad wyraz dobrze, jednak pod bramką przeciwnika było jak zawsze. Oczywiście nie musimy dodawać, kto miał największe "zasługi" w marnowaniu setek... Na szczęście za strzelanie brali się także zawodnicy z innych formacji.
    Po dwóch kolejkach kompletu punktów nie było, ale zwycięstwo nad Budotransem i ciężko wywalczony remis z Atomem dawały miejsce w czubie tabeli. W trzecim meczu naprzeciwko Szacunku stanęła stara znajoma - Ceramika Iza. Z kontaktów z Izuś mamy same dobre wspomnienie, więc każdy miał nadzieję na powtórkę z rozrywki. Niestety, tym razem Iza odbiła nam się czkawką. Powód? Jej wrót postanowił strzec zawodowy goalkeeper o inicjałach AH. Na imię ma Artur, tak jak Kroolick, ale na tym podobieństwa się kończą. Ligowiec wyjmował piły w nieprawdopodobnych wręcz sytuacjach nie pozwalając na dobranie się do Izy. Z kilkunastu setek i dwusetek Szacunkowcy wykorzystali zaledwie jedną i zeszli z parkietu pokonani. Jak się okazało, ta porażka była brzemienna w skutkach.
    Czkawka po Izabeli trwała ponad tydzień i przyczyniła się do kolejnej przegranej, tym razem z Woyem Juniorem. Ale tu byliśmy rozgrzeszeni. Po pierwsze, juniorki wsuwają mięcho z Bukowca aż miło, a my preferujemy coś lżejszego - najlepiej w płynie plus talarki. Po drugie, sędzia-chuligan (jest pewne, że kiełbachę wsuwa nałogowo) niespodzianie zaatakował Kometę pokaźnych rozmiarów brzuchem. Kometa padł jak rażony piorunem i już było po grze.
    - Cztery kolejki za nami a Szacunek bliżej spadku niż czoła tabeli. Moja przepowiednia zaczyna się spełniać - triumfował Borówka. Trochę za wcześnie, bo przecież prawdziwych mężczyzn poznaje się nie po tym, jak zaczynają, ale jak kończą. Chłopcy stosują maxymę Leszka Zmyłera stosunkowo często i stosunkowo udanie, dlatego było więcej niż pewne, że nie wpadną w panikę tylko wymyślą coś specjalnego. I wymyślili. Przed trzema ostatnimi meczami udali się do F.T. Pubu, usiedli na skrzynkach, po raz kolejny złapali odpowiedni gaz i wyrzucili z siebie głośne "Który?!". Ten rodzaj terapii w ich przypadku sprawdza się stuprocentowo.
    Końcówka ligi była wręcz piorunująca. Szacunek idąc jak burza odesłał z kwitkiem wszystkich trzech rywali i zdobył komplet punktów. Najpierw po emocjonującej wymianie ciosów (sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie) pokonał drużynę o złowieszczej nazwie Karcerów. Potem rozbił w puch najsłabszego trzecioligowca (powinno być ze 20:0, ale napastnik znowu pudłował...), a na zakończenie zrzucił z podium i sprowadził na ziemię ówczesnego lidera LUKS.
    Niestety, dokonały finisz nie wystarczył do zajęcia upragnionego drugiego miejsca i wydostania się z trzeciej ligi. Do pełni szczęścia zabrakło lepszego bilansu bramkowego albo choćby jednego jedynego punkciku. Cóż, Iza odbiła nam się czkawką i awans znowu przeszedł koło nosa...