editor-in-chief: pepper

admin: JP

 
       
 
IP: ec2-44-222-134-250.compute-1.amazonaws.com wejść: 277956 od 23 kwietnia 2007r.
 
   
 

III GMINNY TURNIEJ PIŁKI NOŻNEJ
O PUCHAR BURMISTRZA GMINY I MIASTA DRZEWICA "LATO 2008" - 3/3

FINAŁ

NIESZCZĘŚCIA CHODZĄ PARAMI

17 sierpnia 2008 r. - Gerlach Arena w Drzewicy

    Przed wielkim finałem z Syrenką Zakościele nasi dzielni chłopcy byli w doskonałych humorach. Jeden trafił trójkę w Lotto, drugi wykorzystał kapitalną przecenę w mięsnym (przeterminowany salceson jest ponoć smaczniejszy od szynki), jeszcze inny wygrał wojnę psychologiczną z kretem i wykurzył go z działki. Wyborowy nastrój, wywołany przy pomocy pewnego Pana Tadeusza, miała również czwórka bez sternika, która na przyjęciu weselnym nieopodal Gerlach Arena krzyczała w niebogłosy "Tak się bawi, tak się bawi Sza-cu-nek!".
    Nie zdradzimy wielkiej tajemnicy jeśli napiszemy, iż pierwsze skrzypce na weselisku odgrywał niejaki Bogumił - tancerz wszechczasów i łamacz nastoletnich serc niewieścich w jednej osobie. - Mentalnie jestem mocny jak Artur Borubar, a po koronę królowej szczszelców idę tanecznym krokiem - zadeklarował dobrze po północy. Niechcic jak zawsze grubo przesadził. Z jego wypowiedzi prawdziwe są tylko trzy ostatnie słowa, które tyczą się nie korony, a powrotu do domu.
    Uśmiech na twarzach zawodników gościł niemal do pierwszego gwizdka sędziego. Niemal, bowiem na kilka minut przed meczem okazało się, że w finale nie zagra ani Kroolick, który zamiast pomagać kolegom bawił nad morzem (mamy nadzieję, że woda była lodowata!) ani Gapson. Przyczyny absencji sztopera wyjaśnia klubowa spec-komisja.
    Na domiar złego murawa na Gerlachu miała ...irokeza, tzn. została wygolona tylko po bokach i pod bramkami. Niby modna fryzura jeszcze nikomu i niczemu nie zaszkodziła, ale klasycznie ostrzyżeni zawodnicy (krótko z przodu, długo z tyłu i wąsy na przedzie) mogli czuć się nieswojo. Dodając do tego setki fotoreporterów oraz dwanaście wścibskich kamer telewizyjnych można sobie wyobrazić, jak wielka presja ciążyła na chłopcach.
    O dziwo, drużyna poradziła sobie z ciśnieniem całkiem nieźle (nervosol zrobił swoje) i od początku spotkania ruszyła do ataku. Obrona wymiatała, szły piły na skrzydła, a napad robił młyn. Wyjątkowo mocna w tym sezonie Syrenka nie miała wiele do powiedzenia.
    Dobra gra Szacunku musiała przynieść efekt bramkowy. I przyniosła. W 23 minucie Litza wypuścił w uliczkę Bogiego, który będąc sam na sam z bramkarzem dopełnił tylko formalności. Szczerze pisząc, nie miał innego wyjścia. - Zasłużone prowadzenie - ocenił ekspert piłkarski TVP Sport Antoni Gucwiński. - Oby jednak nie były to miłe złego początki.
    Niestety, Antoni wykrakał jak ta wrona. Kilka minut po zdobyciu gola doszło do pierwszego nieszczęścia. Interweniujący przy linii bocznej Adamsson tak niefortunnie upadł na murawę, że wybił bark. O dalszej grze nie było mowy. Nasz twardy sztoper został odwieziony do szpitala.
    Jak wiemy, nieszczęścia chodzą parami, co potwierdziła kolejna pechowa sytuacja. Jeszcze przed przerwą ucierpiał Litza, który doznał groźnej kontuzji w starciu z ...Bogooshem. Również trafił do szpitala. Diagnoza lekarska - zerwanie więzadła przybocznego kolana lewej nogi i podejrzenie zerwania więzadła krzyżowego.
    - Strata dwóch filarów musi się odbić negatywnie na postawie drużyny - zawyrokował po reklamach Gucwiński. I znowu miał rację. W drugiej połowie Szacunek zagrał bardzo słabo, natomiast Syrenka włączyła piąty bieg (najwyraźniej była po tuningu) i przypuściła ostry szturm na świątynię F.T.
    Ofensywa Zakościela przyniosła powodzenie w 70 minucie. Napastnik Syrenki wykorzystał błąd obrony, wjechał w pole karne jak w masło i strzałem z kilku metrów nie dał szans Martynie. Pretendenci do tytułu mieli jeszcze kilka sytuacji podbramkowych, ale skutecznością nie grzeszyli. Ostatecznie mecz zakończył się remisem. Generał Slavio, machający przy okazji chorągiewką bocznego, mógł odetchnąć z ulgą.
    Zgodnie z regulaminem turnieju, arbiter nie bawił się w żadne dogrywki tylko od razu zarządził konkurs rzutów karnych. I tu po raz kolejny okazało się, że nieszczęścia chodzą parami. Jak pech to pech.
    W telegraficznym skrócie: pierwszą jedenastkę wykorzystuje Natka, a Martyna broni strzał przeciwnika. Do piłki podchodzi Pepper i na wielkim spokoju posyła piłkę w okienko, tyle że ...budynku klubowego KSG. Syrenka wyrównuje. Zaraz potem do piłki podchodzi Kalol i na wielkim spokoju posyła piłkę w okienko, tyle że ...budynku klubowego KSG. Oj, "popisali się" ci nasi playmakerzy.
    Do końca konkursu pięć strzałów - dwa Szacunku i trzy Syrenki. Bogoosh oraz Di Stefano pokonują bramkarza. Niestety, bezbłędni są również rywale i to oni wygrywają 4:3. Główne trofeum zdobywa więc Zakościele, zawodnicy Szacunku padają zrozpaczeni na murawę.
    - Nie przejmujcie się. Karne to loteria - pocieszał zapłakanych piłkarzy klubowy psycholog. - Następnym razem musicie trochę potrenować. Proponuję na losach-zdrapkach.
    Te niezwykle mądre słowa dodały drużynie niezwykle potrzebnej otuchy. Nawet skwaszona jak ogórki małosolne niedoszła królowa szczszelców przestała ryczeć. A kiedy chłopcy odebrali okazały puchar za drugie miejsce oraz czek na zakup akcesoriów sportowych, rozchmurzyli się już na dobre.
    - I co kupujemy? Może napoje regenerujące - nie owijał w bawełnę Bogi, szkoda tylko, że w obecności Szanownego Pana Prezesa. Bo Pierwszy to usłyszał i wpadł był oczywiście w szał. - Jak wam dam napoje regenerujące - wrzasnął rozwścieczony. - W trymiga zamawiam sprzęt do rehabilitacji, żebyście przed halówką rany wylizali.
    Niech się Pan nie wygłupia Panie Prezesie, napoje w zupełności wystarczą. A i rehabilitacja będzie przyjemniejsza. Naprawdę.
 
Szacunek F.T. - Syrenka Zakościele 1:1, karne 3 : 4
Gol dla Szacunku: Bogi.
 
Skład "Szacunku": Martyna, Sylvinho, Adamsson, Maciuś, Natka, Klemes, Pepper, Kalol, Di Stefano, Litza, Bogi - Bogoosh, Mario, J@ck, Konoor, Marco. Coach - Slavio.